Moc w gromnicy uśpiona…

W Polsce święto Ofiarowania Pańskiego ma charakter zdecydowanie maryjny i zwykle zwane jest świętem Matki Bożej Gromnicznej. Tak jak Maryja wniosła Jezusa – Światło do świątyni jerozolimskiej, tak też przynosi dziś Jezusa – Światło wszystkim wierzącym. Symbolem tego Światła świata są poświęcane w kościołach gromnice.
Istnieje,
dziś nieco zapomniany, ale przed laty słynny obraz młodopolskiego
malarza, Piotra Stachiewicza, zatytułowany „Matka Boska Gromniczna”.
Wspomniane
malowidło ukazuje Maryję ubraną w białą, zwiewną, jakby,, wtopioną’’
w śnieżny pejzaż suknię i otuloną – modą wiejskich kobiet – chustą
opadającą na ramiona.
Jednak uwagę wpatrującego się w obraz przykuwa nie tylko ukazana na tle
rodzimego, zimowego krajobrazu postać Matki Bożej, lecz także trzymana
przez Nią w prawej dłoni gromnica, której wręcz nienaturalnie
przedstawiony przez artystę płomień nie tylko rozjaśnia nocne ciemności,
ale i odstrasza stado wilków, czyhających na ludzkie domostwa.
To właśnie ten płomień „budzi” moc uśpioną w gromnicy…
Ocalić od zapomnienia…
Współczesny
człowiek, zafascynowany coraz to nowymi osiągnięciami techniki, na co
dzień pochłonięty mnóstwem spraw, interesów i spotkań biznesowych, nie
przywiązuje szczególnej wagi do tej wyjątkowej świecy, w którą Kościół
każe nam się wpatrywać drugiego lutego, w uroczystość Ofiarowania
Pańskiego. Dawniej, poświęcone tego dnia gromnice, niesiono do domów
zapalone. Uważano, aby podmuch wiatru nie zgasił świecy, gdyż
zapowiadało to śmierć w rodzinie. Od płomienia gromnicy zapalano lampkę
przed świętym obrazem, rozpalano także na nowo domowe ognisko, co miało
symbolizować zgodę i miłość wśród domowników. Następnie gospodarz domu
z zapaloną gromnicą obchodził całe gospodarstwo, klękając na progu
każdego pomieszczenia, aby w ten sposób zażegnać wszelkie złe moce.
Dymem z gromnicznego płomienia kreślił znak krzyża na belce sufitowej
lub futrynie okiennej, co miało chronić dom przed pożarem i letnimi
nawałnicami. Na końcu tego swoistego obrządku błogosławił w podobny
sposób swoją trzodę w stajni i pola uprawne.
W zamożniejszych rodzinach najczęściej przechowywano gromnice
w lichtarzu, na honorowym miejscu, w wiejskich chatach umieszczano je za
świętym obrazem, najczęściej obok palmy wielkanocnej. Zapalano je
podczas wieczerzy wigilijnej, w czasie wizyty duszpasterskiej, w obliczu
różnych kataklizmów (m. in. w chwili powodzi czy wichury) oraz
w momencie, kiedy kapłan przynosił choremu Najświętszy Sakrament.
Moc
uśpioną w gromnicy „budzono”, zapalając ją w oknach wiejskich chat, gdy
do zagród zbliżały się zimą wygłodniałe, wilcze watahy i porywały
domowe zwierzęta, a niekiedy nawet i ludzi (do takich wydarzeń nawiązuje
właśnie wspomniany obraz Stachiewicza). W tej sytuacji człowiek był
całkowicie bezradny i swoją ufność pokładał jedynie w opiece Matki
Bożej, dlatego nocami w oknach można było dostrzec nikły płomień świecy.
Gromnicę świecono również latem, gdy zbliżała się burza. Ustawiano ją
najczęściej w tym oknie, za którym gromadziły się ciemne chmury,
zapowiadające nawałnicę. Wszyscy domownicy gromadzili się na modlitwie
wokół jasnego, uspokajającego płomienia tej świecy, aby prosić Maryję
o opiekę nad całym gospodarstwem: drewnianym domem najczęściej krytym
strzechą, drewnianymi zabudowaniami gospodarskimi, stodołą pełną siana
czy słomy. Bardzo szybko można było wówczas stracić dorobek całego życia
– wystarczyło jedynie uderzenie pioruna…
Obecnie coraz bardziej odchodzi również w zapomnienie piękny, katolicki
zwyczaj, do którego dawniej przywiązywano niezwykłą wagę. Otóż
konającemu wkładano do ręki zapaloną gromnicę. Jej światło,
symbolizujące Chrystusa, miało pomóc umierającemu przejść bez lęku
i z wiarą na zbawienie wieczne na drugą stronę życia. Płomień świecy
zdmuchiwano, gdy konający wydał ostatnie tchnienie.
Współcześnie wielu z nas umiera w szpitalu, niektórzy giną w przeróżnych wypadkach, jeszcze inni odchodzą w samotności i trudno w takich sytuacjach o światło tej niezwykłej świecy. Zdarzają się jednak i takie przypadki, że zgromadzona wokół umierającego rodzina, nie przywiązuje znaczenia do zapalonej w chwili konania gromnicy. Obrządek ów, będący niegdyś swoistym świadectwem wiary, dzisiaj sceptyków wręcz śmieszy, a innym wydaje się być coraz bardziej pozbawiony sensu. Niestety, w naszym coraz bardziej zlaicyzowanym świecie, powoli zanika wiara w moc tej płonącej wówczas świecy, która ma przecież pomóc umierającemu przezwyciężyć duchowe ciemności, wynikające z popełnionych za życia grzechów i oświecić jego dalszą drogę! To przecież w tej sytuacji wypada wezwać na pomoc Maryję w Jej,, gromnicznym’’ znaku, Tę, którą przez całe życie prosimy, aby modliła się za nami szczególnie,, w godzinę śmierci naszej’’.
Świadectwo burzą pisane
Kult
gromnicy zaszczepiła we mnie babcia. Pamiętam, jak w przededniu święta
Ofiarowania Pańskiego wyjmowała z szafy starannie owiniętą w biały
papier gromnicę, jak odświeżała błękitną wstążkę, aby następnego dnia
przewiązać nią świecę i ozdobić ją zielonymi gałązkami asparagusa. Z tak
przygotowaną gromnicą szła do kościoła. Po powrocie do domu zapalała na
stole świecę i odmawiała „Pod Twoją obronę”...
Pamiętam z dzieciństwa, że ilekroć nadciągała burza albo do wsi spadał
z gór halny, który w lesie przewracał jodły jak zapałki, babcia zawsze
ustawiała tę niezwykłą świecę przed wizerunkiem Matki Bożej
Częstochowskiej, zapalała ją i sięgała po różaniec…
Osobiście również doświadczyłam – po prostu wręcz cudownej – interwencji
Matki Bożej Gromnicznej. Była ostatnia niedziela maja 2014r. Po
południu, jednocześnie od wschodu i zachodu, zaczęły gromadzić się nad
moją miejscowością ciemne, nabrzmiałe deszczem chmury, a z daleka
dochodziły zbliżające się odgłosy burzy. Było parno, powietrze zdawało
się „znieruchomieć”, jakby „zastygnąć” w oczekiwaniu na mającą się
rozpętać nawałnicę, która zbliżała się wielkimi krokami.

Nie zdążyłam wyłączyć komputera, gdy niebo przecięła ogromna błyskawica – to zbierające się burzowe chmury spotkały się na nieboskłonie, a na ziemię posypały się gradowe kule. Zamknęłam okno, a zapalając gromnicę,,, obudziłam’’ uśpioną w niej moc i – przykładem babci – sięgnęłam po różaniec. Odmawiając,, zdrowaśki’’, wpatrywałam się w uspokajający płomień świecy, mocno wierząc, że wiosenna burza szybko przeminie. Tymczasem poorane błyskawicami niebo pozostało ciemne przez prawie dwie godziny, a szalejąca nawałnica wyrządziła wiele szkód. W pewnym momencie rozległ się potężny huk. To piorun trzasnął w nasz dom! Sąsiadka potem opowiadała, że widziała ok. 15 cm – jak określiła – czerwoną „kreskę”, która uderzyła w zewnętrzną ścianę domu, odbiła się od muru i „rozsypała” w powietrzu. Następnie rozległ się potężny huk, osobiście przypominający mi odgłos jakby metalicznego wybuchu, tak potwornego, że nie sposób go z niczym porównać!
Niejeden
teraz pomyśli, że nic w tym dziwnego; przecież pioruny uderzają w domy
i nic złego się nie dzieje! To prawda, ale… nasz niemal stuletni budynek
wciąż nie posiada piorunochronu! Według wszelkich praw rządzących
przyrodą, tamtej burzowej niedzieli, nasz dom i my, jego mieszkańcy,
powinniśmy byli przestać istnieć!
Faktem jest, że w wyniku uderzenia gromu, spalił się nam sprzęt
komputerowo-telewizyjny, że w gniazdkach elektrycznych pojawiały się
płomienie ognia i iskry, że przeżyliśmy chwile prawdziwej grozy, ale
faktem pozostaje również i to, że ocalały nasze mieszkania, i że nikt
nie stracił najcenniejszego daru, jakim jest życie…
Nie wiem, jak moi sąsiedzi, ale osobiście uważam i mocno wierzę, że to
Maryja w znaku gromnicznej świecy objawiła swoją moc, aby ocalić i nas,
i nasz życiowy dobytek.
Dziękuję Ci, Matko Boża Gromniczna!
Izabela Marciniak
informacje ze strony: https://krolowa.pl/moc-w-gromnicy-uspiona/#more-5031