
Wydobyty z cienia
Matt Talbot: alkoholik na drodze do świętości. Trzeźwy dzięki Bogu
Dodajmy, że był
już w wieku 13 lat uzależniony od alkoholu, a przed trzydziestką zbliżał
się do krańcowych stadiów nałogu.
Syn i brat alkoholików, wcześnie uzależniony, półanalfabeta, dla którego najlepszą rozrywką było picie
– wydawało się, że nie ma szans. Jednak pewnego wieczoru jeden z kumpli
od kieliszka, zamiast ulec jego prośbie i postawić mu kolejkę, rzucił
mu w twarz: „Ty świnio!”. Po raz pierwszy od kilkunastu lat Talbot
wrócił do domu trzeźwy.
Obelga obudziła w nim człowieka. Tamtego, pierwszego dnia trzeźwości
nie był jednak świadomy, jak ciężka czeka go walka.
Powiedział matce, że chce zobowiązać się do abstynencji. Zareagowała
radością, ale znała siłę nałogu, więc zasugerowała synowi, żeby nie
ślubował od razu na całe życie. Matt poszedł więc do spowiedzi, po raz
pierwszy od kilku lat, po czym na ręce spowiednika złożył przyrzeczenie
na trzy miesiące, że nie weźmie alkoholu do ust.
Alkohol uzależnia równie mocno jak twarde narkotyki.
Ciało Mateusza okropnie bolało, miał dreszcze, stał się nerwowy, a jego
ruchy niezborne. Mimo to chodził do pracy, a do tego codziennie rano
uczestniczył we mszy świętej. Większy problem był z wieczorami, które
zwykle spędzał w pubie. Po jednym z kryzysów, kiedy odruchowo wszedł do
baru i tylko cudem nic nie zamówił, odkrył, że ciężkie chwile może
spędzić, modląc się. Odtąd po pracy szedł na długi spacer albo modlił
się w pobliskim kościele.
Mur i to, co za nim
Kiedy minął pierwszy kwartał, przedłużył przyrzeczenie na kolejne
trzy miesiące, mimo że przypadał wtedy jeden z kryzysowych momentów
trzeźwienia. Określa się go jako tzw. fazę muru i wtedy najwięcej
alkoholików wraca do nałogu. On podjął decyzję, by trwać dalej.
Wyprowadził się z domu, gdzie był nieustannie kuszony do picia, zaczął
spłacać długi, stale się modlił. Po drugim kwartale trzeźwości przyrzekł już dożywotnio.
Wytrwał w tej decyzji, zrywając po drodze także z kolejnymi nałogami,
m.in. paleniem papierosów. Zaczął też czytać, choć na początku była to
droga przez mękę, bo w szkole, delikatnie mówiąc, nie przykładał się do
nauki. W jego biblioteczce znaleziono m.in. Ojców Kościoła, klasykę
mistyki, dzieła kard. Newmana. Kiedy czegoś nie rozumiał, męczył
znajomych księży pytaniami.
Pod koniec życia stał się tak godny zaufania, że powierzono mu
odpowiedzialność za magazyny tartaku, w którym pracował. Cały czas prowadził życie pełne ascezy, chcąc odpokutować swoje grzechy. Opiekował się też wtedy swoimi starymi rodzicami, a kiedy oni zmarli, został sam.
Wydobyty z cienia
Mimo to umarł opatrzony sakramentami – zasłabł na ulicy i przypadkowa
kobieta, która to zobaczyła, sprowadziła kapłana. Rozpoznano go dopiero
po kilku dniach po krzyżyku ze szpilek, jaki zawsze nosił na rękawie
płaszcza.
Postać Mateusza spopularyzowała wydana około rok po jego śmierci
biografia. Rozeszła się błyskawicznie w olbrzymim nakładzie, zaczęto ją
też tłumaczyć na różne języki. Jego pokój stał się celem pielgrzymek,
a wkrótce rozpoczęto także proces beatyfikacyjny, zaś w 1975 r. papież podpisał dekret o heroiczności jego cnót.
Grób Matta znajduje się w kościele Matki Bożej z Lourdes przy ul.
Sean MacDermott w Dublinie. Pielgrzymują do niego tysiące osób z całego
świata. Jedni szukają inspiracji, inni proszą o siły do pokonania
nałogu. Nie sądzę, by komukolwiek odmówił pomocy.
informacje z strony: https://pl.aleteia.org/2017/06/09/matt-talbot-alkoholik-na-drodze-do-swietosci-trzezwy-dzieki-bogu/